Krzysztof Janusz Werner
ur. 14.10.1928 r. w Drohobyczu, woj. lwowskie (obecnie Ukraina), zm. 21.06.2013 r. - żołnierz Armii Krajowej „Kmicic”, zesłaniec syberyjski, działacz organizacji kombatanckich i kresowych.
Imię i nazwisko | Krzysztof Janusz Werner |
Data i miejsce urodzenia | 14.10.1928, Drohobycz |
Data i miejsce śmierci | 21.06.2013 |
Zawód | wojskowy, szef pracowni wielobranżowej |
Krzysztof Werner urodził się w rodzinie kolejarskiej. Nestorem rodu był Karol Antoni Werner (1869-1943) - werkmistrz, czyli kierownik warsztatów w drohobyckiej parowozowni. Jego synem był Ojciec Krzysztofa - Adolf (1899-1941), obrońca Lwowa w 1920 r., a później urzędnik parowozowni w Drohobyczu, prezes tamtejszego klubu sportowego „Kolejarz”, założyciel i reżyser teatru amatorskiego. Żonaty z Pauliną Woźniak – matką Krzysztofa. Ojciec zaszczepił w syna pasję wojskowe, był zastępcą komendanta powiatowego Związku Strzeleckiego. W 1939 r. został aresztowany przez NKWD, zesłany do Archangielska, skąd nigdy nie powrócił. Marzeniem ojca była wojskowa kariera syna. II wojna światowa te plany zweryfikowała. W 1944 r. KW. ukończył Szkołę Handlową w Drohobyczu, równolegle na tajnych kompletach przygotowywał się do egzaminu dojrzałości. 2 lutego 1944 r. został zaprzysiężony jako żołnierz 48. Pułku Piechoty Armii Krajowej, otrzymał przydział do 3. plutonu łączników „Orlęta”, wchodzącego w skład 1. Kompanii. Pułk był częścią 11. Karpackiej Dywizji Armii Krajowej. Zadaniem „Orlików” była ochrona drohobyckich rafinerii naftowych przed cofającymi się Niemcami, a także służba w łączności. Niemal natychmiast po ponownym wkroczeniu Sowietów do Drohobycza został przez NKWD aresztowany, po paromiesięcznym śledztwie, w którym bicie było codzienną normą, w marcu 1945 r., za „przygotowanie zbrojnego powstania przeciw ZSRR oraz działanie w grupie przestępczej i posiadanie broni”, został - wyrokiem Wojennego Trybunału Wojskowego NKWD w Drohobyczu – skazany na dziesięcioletnią pracę w łagrach „specjalnego przeznaczenia”. Rozpoczęła się droga krzyżowa młodego chłopca. Najpierw był obóz etapowy w Lwowie – Podzamczu, stamtąd trafił do łagrów na Dalekiej Północy, za Kołem Podbiegunowym. Tam przez dziesięć lat pracował jako górnik w kopalniach Workuty, Inty i Peczory, budował linię kolejową biegnącą przez Ural z Workuty do Salechardu. Praca w niewyobrażalnie trudnych warunkach trwała po dwanaście godzin dziennie, nawet przy czterdziestostopniowym mrozie. Wolne dni były tylko przy święcie: Rewolucji Październikowej i Dniu Zwycięstwa Sowietów. Łagierniczy szlak Krzysztofa Wernera wiódł przez dziesięć obozów specjalnych. W kwietniu 1954 r. sowiecki Sąd Najwyższy ogłosił amnestię dla więźniów młodocianych. Po zwolnieniu okazało się, że KW. może opuścić Daleką Północ, ale jako posiadacz sowieckiego paszportu nie może wyjechać poza granice ZSRR. Powrócił do Drohobycza, podjął pracę w ślusarskim warsztacie. Dopiero usilne starania matki sprawiły, że w 1956 r. mógł powrócić do Polski, zamieszkał w Opolu na Śląsku.
Tu osiedli również jego koledzy szkolni: Stanisław Linder, Mieczysław Gołuch, Edward Pilch i Roman Łotecki oraz przyjaciele jego ojca: Karol Diaczyszyn, Józef Kastner, Tadeusz Migocki i Władysław Zdeb, którzy przed wojną pracowali w parowozowni w Drohobyczu, a po wojnie sprawowali urzędy w PKP Opole. [https://nto.pl/moje-kresy-drohobyccy-kronikarze/ar/9001596 dostęp: 2.10.2022 r.].
Ukończył Technikum Budowlane w Opolu. Ożenił się z kresowianką urodzoną w Morszynie-Zdroju - Janiną Mazurówną (ur. 1930). Został ojcem dwóch synów - Jacka i Macieja.
Status „łagiernika” był wielką przeszkodą w otrzymaniu pracy, nie wszystkim starczało odwagi, by zatrudnić byłego katorżnika. Został przyjęty do Wojewódzkiego Biura Projektów Budownictwa Komunalnych w Opolu, pracował w nim do przejścia na emeryturę, rozpoczynał jako kreślarz, odchodził jako szef pracowni wielobranżowej. W trakcie pracy zawodowej ukończył opolskie Technikum Budowlane. Słynął z pięknego pisma technicznego i artystycznego zacięcia plastycznego. Szkoły, instytucje zamawiały u Niego ręcznie pisane akty erekcyjne, dokumenty pamiątkowe, do dziś wiele z nich zdobi gabinety i korytarze wielu instytucji i szkół. Począwszy od 1988 r. niezwykle aktywnie włączył się do prac organizacyjnych kombatanckich i kresowych stowarzyszeń. Był współzałożycielem oddziałów opolskich: Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej, Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich. Był niestrudzonym orędownikiem utrwalania pamięci o bohaterach – żołnierzach Armii Krajowej, ma udział w ustanowieniu Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Był cenionym autorem, wspierał swoimi tekstami czasopisma kombatanckie m. in.: „Akowca”, „Kombatanta”, a także periodyki regionalnych stowarzyszeń kresowych.
Nie doczekał wydanej przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Opolu w 2013 r. autorskiej publikacji wspomnieniowej Droga przez mękę i Łagry Gułagu. Spotkała się z wysoką oceną historyków i zwykłych czytelników:
Nad tą książką pracował kilkanaście lat, dokumentując życie łagierników, topografię syberyjskich obozów, stany osobowe poszczególnych łagrów (ze szczególnym uwzględnieniem żołnierzy Armii Krajowej) oraz opisując obyczaje więzienne i zachowanie ludzi w sytuacjach ekstremalnych. Paradoksem jest fakt, że nie dożył wydania tej obszernej (liczącej ponad 300 stron) publikacji, bo ukazała się kilka tygodni po jego śmierci. Mówiono o tym podczas pogrzebu na cmentarzu na Półwsi i podczas promocji tej publikacji w Bibliotece Wojewódzkiej w Opolu, która odbyła się już, niestety, bez niego, ale w bardzo licznym gronie jego przyjaciół i rodziny. [https://nto.pl/moje-kresy-drohobyccy-kronikarze/ar/9001596: dostęp: 1.09.2022 r.].
Do ciężkiej, wyniszczającej pracy wychodzimy pod konwojem na drugą i trzecią zmianę, czyli cały czas w ciemnościach polarnych nocy i przy przejmujących 40-, 45-stopniowych mrozach, przenikających „na wylot” zniszczone obozowe łachy. Pracujemy przy rozładunku tzw. „wiertuszek” - otwartych wagonów kolejowych, które przywożą z południa zbity, zmarznięty na kamień żwir. Wykuwamy go w wagonach, a raczej dłubiemy kilofami i łomami w scenerii „Zapolaria” rozświetlonego, o ironio, wspaniałymi feeriami zorzy polarnej. Byle prędzej, byle więcej, bo wagony nie mogą tarasować szlaku (...) Łupiemy więc na przemian w trójkę żwir, wyrzucamy go z wagonu na pobocze łopatami i pomimo nieprzerwanego ruchu, coraz to któryś z nas leci do rozpalonego ogniska rozgrzewać skostniałe nogi, choć obute są w wojłokowe walonki. Ognisko - nieodłączny atrybut pracujących „zeków”, którzy biegają tam, aby „odmrażać” zmarznięte nogi, ręce i nosy. Najgorsza przy ognisku była jednak drzemka, której sprzyjało ciepło buchających płomieni, z przodu grzało, z tyłu człowiek powolutku zamarzał, a sypiące się iskry nierzadko przypalały lichy materiał fufajki, zaczynała się tlić wata, a wtedy dyżurujący „ogniskowy” budził drzemiących okrzykiem: „gorisz” (z rosyjska - palisz się, płoniesz). [https://nto.pl/moje-kresy-drohobyccy-kronikarze/ar/9001596: dostęp: 1.09.2022 r.]
Zabiegał o nadawanie opolskim szkołom imion polskich bohaterów z okresu II wojny światowej, miał wielki udział w przyznaniu dwóm wielkim Zespołom Szkół Zawodowych w Opolu imion: Generała Stefana „Grota” Roweckiego i Rotmistrza Witolda Pileckiego. Obu placówkom ofiarował ręcznie wypisane akty erekcyjne. Należał do grona najbardziej zasłużonych organizatorów miejskich i wojewódzkich uroczystości rocznicowych, nikt tak jak On nie potrafił składać raportów, gromkim głosem, z niepowtarzalnym „trzaśnięciem” obcasami. Pamiętał także o rodzinnym Drohobyczu, starał się pozyskiwać chętnych do wsparcia odbudowy tamtejszych kościołów. Do miasta wiele razy powracał z darami, sprowadzał dzieci i młodzież na ferie i wakacje do Polski. Prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie napisał:
…Pańska pomoc jest dla nas szczególnie cenna, ponieważ w trudnościach i niełatwych realiach, w których żyjemy i działamy odbudowując polskość na swojej ziemi, nie czujemy się osamotnieni…
Jego działalność była wysoko oceniana w regionie i w kraju. W 2006 r. z rąk Marszałka Województwa Opolskiego otrzymał Nagrodę „Za Upowszechnianie Kultury”, w 2012 r. rozkazem Ministra Obrony Narodowej został mianowany majorem Wojska Polskiego.
Nisko, w kwietniowy dzień 2013 roku pochyliły się nad grobem majora Krzysztofa Wernera „Kmicica” sztandary kombatanckich i kresowych organizacji i stowarzyszeń, a także sztandary szkolne. Żegnano odchodzącego na Wieczną Służbę, cieszącego się wielkim autorytetem, obdarzanego szacunkiem i sympatią wybitnego, zasłużonego działacza Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej. [Duda J., Major..].
Swoim życiem poświadczał każdego dnia, że są wartości, dzięki którym można przetrwać najtrudniejsze chwile, wierząc, że zły los, cierpienie nie trwają wiecznie, przeminą i zabłyśnie światło. Właśnie ta wiara, że powróci do Polski z katorgi, że czeka tu na niego matka, pozwoliła mu przetrwać okrutne, długie lata w sowieckich łagrach, w katorżniczej, ponad ludzką miarę pracy.
Odznaczony: Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Więźnia Politycznego, Krzyżem Zesłańców Sybiru, Krzyżem Armii Krajowej.
Bibliografia podmiotowa
Werner Krzysztof, Droga przez mękę i Łagry Gułag, Opole 2013.
Bibliografia
Schetyna D., Drogi Krzysiu, „Biuletyn Informacyjny. Akowiec” 2013, nr 2, s. 5-7.
Duda J., Zmarł Major Krzysztof Werner „Kmicic, „Na Rubieży” 2013, nr 130, s. 58-59.
Nicieja S., Moje Kresy. Drohobyccy kronikarze, „Nowa Trybuna Opolska” 2015, nr 242, s. 22-23.
https://nto.pl/moje-kresy-drohobyccy-kronikarze/ar/9001596 [dostęp: 2.10.2022 r.].
Autor hasła
Jerzy Duda [wrzesień 2022 r.]