Antoni Godycki-Ćwirko

Z Kresowianie na Śląsku
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

ur. 8.09.1933 r. w kolonii Pławiszcze, parafia Nowa Mysz, powiat Baranowicze, woj. nowogródzkie (obecnie Białoruś) – rolnik, społecznik.

Imię i nazwisko Antoni Godycki-Ćwirko
Data i miejsce urodzenia 8.09.1933, Pławiszcze
Zawód rolnik

Antoni Godycki-Ćwirko urodził sie w rodzinie wiejskiej. Matka Nadzieja z domu Środa i ojciec Michał Godycki-Ćwirko zajmowali się uprawą i hodowlą.

W latach 1939-1941, w czasie okupacji radzieckiej, Antoni G-Ć chodził do szkoły rosyjskiej. W okresie okupacji niemieckiej (czerwiec 1941 – lipiec 1944), gdy oświata nie funkcjonowała, nauczania nie pobierał.

W czasie II wojny, w obawie przed represjami, rodzina zmuszona była do zatajenia pierwszego członu nazwiska rodowego Godycki. Do pełnego nazwiska wrócono w 1995 r.

W lipcu 1944 r., po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej, aresztowano ojca Michała. Po wyjściu z więzienia w czerwcu 1945 r. ojciec podjął decyzję o niezwłocznym wyjeździe całej rodziny do nowej Polski, wiedząc, iż dalsze życie w warunkach sowieckich byłoby niemożliwe. Transportem z Baranowicz przybyło na Ziemie Zachodnie pięć rodzin: Śliwińscy, Lisowscy, Grochowscy, Hołubiccy i Bykowscy – wszyscy z Baranowicz, jedynie Godyccy –Ćwirko ze wsi, z gospodarstwa rolnego.

[Cyt.;] – „Wyjazd do Polski w 1945 roku był koniecznością, gdyż ojcu i całej naszej rodzinie groziły represje ze strony władz rosyjskich. Naszą rodzinę uważano za kułaków, głównie z powodu posiadania dużego gospodarstwa. Takich jak my gospodarzy nazywano kułakami i dlatego prowadzono akcję „rozkułaczania", polegającą na zabieraniu ziemi, inwentarza, maszyn, a gospodarzy zmuszano do pracy w kołchozach. Kiedy w 1939 roku nastała władza radziecka, tak samo postępowano z naszą rodziną, wiosną 1945 roku, po kapitulacji Niemiec, w Baranowiczach powstało Biuro Pełnomocnika Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) do spraw ewakuacji. Mama zapisała się na wyjazd do Polski, mając nadzieję, że ojca wypuszczą z więzienia. Ojciec siedział w więzieniu od jesieni 1944 roku, za rzekome niewywiązywanie się z dostaw zboża. Przyczyną niezdania kontyngentu było zniszczenie wszystkich upraw przez przechodzący przez nasze pola front. Nawet sami nie mieliśmy wtedy zboża na chleb. Mama wiele razy pisała pisma do urzędników z Mińska, z prośbą, aby ojca zwolniono z więzienia. Nie odniosło to żadnego rezultatu. W czerwcu 1945 roku, kiedy ojca wypuszczono z więzienia, zdecydował, że natychmiast cała nasza rodzina wyjedzie do Polski. Mówił, że tutaj dla nas miejsca do życia nie ma i nie będzie. Na pewno z wielkim żalem i tęsknotą rodzice zdecydowali się opuścić swą rodzinną ziemię i gospodarstwo, które z tak ogromnym trudem budowali w odrodzonej Polsce”. [Wspomnienia A. G-Ć, przekazane autorce, czerwiec 2023 r.].

4 sierpnia 1945 r. rodzina przybyła transportem przesiedleńczym do Trzebnicy na Dolny Śląsk.

[Cyt.:] – „18 lipca 1945 r. na stacji w Baranowiczach podstawiono wagony towarowe dla Polaków wyjeżdżających do Polski. Cały dzień nasi sąsiedzi, brat mamy i znajomi pomagali nam załadować do wagonów, choć część naszego dobytku, a także karmę dla zwierząt. Szczególny kłopot był z załadunkiem koni, gdyż nie chciały wchodzić do wagonu. Dlatego też nakrywano im głowy workami i jakoś na siłę udawało się je wprowadzić do środka. Pamiętam, że wraz z mamą jako ostatni wyszliśmy z naszego rodzinnego domu. Gnaliśmy nasze krowy i owce 8 kilometrów do Baranowicz, na pociąg. Kiedy tak szedłem za bydłem, spojrzałem po raz ostatni na nasz dom i sad, pomyślałem, czy kiedykolwiek tutaj wrócę i zobaczę te strony. Nasi sąsiedzi bardzo żałowali, że wyjeżdżamy. Przyszli się pożegnać, odprowadzili nas do pociągu. Widzieliśmy wzruszenie i łzy w ich oczach. Rodzice bardzo to wszystko przeżywali.

Nasz transport skierowano nie do Białegostoku, jak wcześniej deklarowano, lecz na zachód, na Ziemie Odzyskane. Nikt nas nie informował, dokąd nas wiozą, jechaliśmy w nieznane. Podróż przedłużała się, a dla zwierząt brakowało karmy. Jak tylko pociąg gdzieś się zatrzymał, wychodziliśmy z wagonu, aby nakosić trawy. Wtedy też i dla siebie gotowaliśmy w garnku jedzenie, paląc ognisko. (...)

Przywieźliśmy trzy krowy, cielę, dwa konie, owce, kury i indyki.

Wszystko wokół było dla nas obce, baliśmy się, że ktoś zabroni nam paść bydło na pobliskich łąkach. Na stacji kolejowej stacjonowało wojsko rosyjskie. Jeden z żołnierzy powiedział, że przyjechaliśmy w góry i tu będzie dla nas „ropę" (w języku rosyjskim słowo to znaczy „zmartwienie, smutek"). Miał na myśli zapewne to, że niełatwo będzie nam tutaj żyć”. [Wspomnienia ....].

Po przyjeździe do Trzebnicy rodzina szukała dogodnego miejsca na zamieszkanie.

[Cyt.:] - „Zaraz po naszym przyjeździe do Trzebnicy ojciec poszedł do Oddziału Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, który znajdował się przy ulicy Stalina (obecnie Obrońców Pokoju), po przydział miejsca do osiedlenia. Tam powiedziano mu, aby zamieszkał tam, gdzie znajdzie wolne gospodarstwo. Najważniejsze było, aby znaleźć pomieszczenie gospodarskie dla zwierząt. Na ulicy Bolesława Chrobrego, naprzeciw ulicy Mostowej był mały domek, obora, studnia i ogród. Tu było dogodne miejsce do naszego osiedlenia się. Sąsiedzi dziwili się ojcu, że zamieszkaliśmy w takim małym domku. Odpowiadał im, że są tu dobre warunki dla zwierząt. Ojciec bardzo chciał osiedlić się na wsi, ale tam było jeszcze większe zagrożenie rabunkiem niż w mieście”. [Wspomnienia...] .

We wrześniu 1945 r. w wieku 12 lat Antoni poszedł do szkoły podstawowej w Trzebnicy na ulicy Żymierskiego 10, dziś Świętej Jadwigi. Wykształcenie podstawowe uzyskał w ciągu 3 lat w trybie przyśpieszonym.

[Cyt.:] – „27 września 1945 r., to był dzień otwarcia pierwszej po wojnie polskiej szkoły w Trzebnicy. Wtedy to razem z moim bratem Józefem po raz pierwszy poszliśmy do szkoły, która jeszcze wtedy nie miała imienia, a ulica, na której się mieściła, nosiła imię gen. M. Roli - Żymierskiego (dziś świętej Jadwigi). Gdy wracam pamięcią do tych lat, widzę drzewa głogu, rosnące przy tej ulicy, które przepięknie kwitły i pachniały w czerwcu. Wspomnienia te - tak barwne, fotograficzne niemal, kontrastują ze smutnymi obrazami okaleczonego pożogą wojny miasta.

W Szkole Podstawowej nr l rozpocząłem pierwszą klasę mając 12 lat. Wojna niestety przerwała naszą edukację na niemal 6 lat, dlatego też wszyscy w naszej klasie byliśmy „dorosłymi dziećmi", najstarszą młodzieżą bez żadnego wykształcenia. Dyrektorem szkoły był wówczas pan Wierski. Naszą wychowawczynią była zawsze bardzo ciepło wspominana przeze mnie pani Sawczakowa, przedwojenna nauczycielka, którą cechował wybitny talent pedagogiczny. To ona w bardzo krótkim czasie nauczyła nas poprawnej polszczyzny. Mówiliśmy, można rzec, każdy inaczej, jako że w naszej klasie były dzieci z niemieckich obozów, z Kresów Wschodnich i Centralnej Polski. Wiele również zawdzięczani mojemu nauczycielowi fizyki, panu Kędzierskiemu, wymagającemu i lubianemu nauczycielowi, dzięki któremu do dziś pamiętam prawa fizyki. W klasie odbywały się również lekcje śpiewu i muzyki. Muzyki uczyła nas pani Grabowska, która prowadziła również chór młodzieży szkolnej. Równie serdecznie wspominam naszego katechetę, ks. Grzegorza Czecha, który przygotowywał nas do pierwszej Komunii Świętej.

Ksiądz Grzegorz miał wielkie talenty: plastyczny i muzyczny. Pięknie rysował i grał na fortepianie, nauczył nas wielu pieśni. Kierował orkiestrą młodzieżową oraz chórem przy kościele, podczas nabożeństw grał na organach. Do dziś jeszcze pamiętam, jak w murach trzebnickiej bazyliki rozbrzmiewała piękna muzyka w wykonaniu naszego katechety, o którym z dumą mówiliśmy „nasz". W ten sposób kształtowała się nasza dziecięca wrażliwość, jako że w pierwszych powojennych latach prawie całe nasze dzieciństwo skupiało się przy kościele”. [Wspomnienia...].


Czasy dzieciństwa w nowym miejscu były trudne. Brakował podstawowych produktów żywnościowych. Dzieci szczególnie to odczuwały.

[Cyt.:] – „W pierwszych dniach naszego pobytu otrzymywaliśmy zupy z Polskiego Czerwonego Krzyża, którego siedziba mieściła się przy ulicy Samarytańskiej. Chodząc tam, zaczęliśmy poznawać miasto. Przechodziliśmy obok basenu kąpielowego, który mieścił się przy ulicy Oleśnickiej. Otoczenie tego basenu było bardzo zadbane. Stała tam dwustopniowa trampolina, były kładki oraz szatnie. W późniejszym czasie chodziliśmy się tam kąpać, dla dorosłych odbywały się w tym miejscu zabawy taneczne przy orkiestrze. Pamiętam nazwiska niektórych muzyków, braci Krasków, pana Pasierbskiego (przyjechali z emigracji z Francji) i pani Chowenkowej, która pięknie grała na skrzypcach. W Piotrkowiczkach mieszkali państwo Maziarzowie, którzy prawdopodobnie wrócili z emigracji ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Ojciec grał na kontrabasie, syn na skrzypcach i śpiewał. Wraz z akordeonistą stworzyli wspaniały zespół muzyczny, bardzo znany w województwie i w kraju, wielokrotnie nagradzany najwyższymi nagrodami”. [Wspomnienia...] .

Antoni wraz z rodzeństwem zajmował się pomaganiem w gospodarstwie domowym.

[Cyt.:] – „ W miejscu naszego zamieszkania, za stadionem było wiele pól, mieliśmy więc gdzie paść krowy. Pasieniem bydła zajmowaliśmy się zawsze razem z bratem, gdyż w pojedynkę baliśmy się, ponieważ ten teren był dla nas obcy i nieznany, a lęki związane z wojną trwały długo. Mama nosiła mleko do piekarni pana Świderskiego, a dostawała za to bułki i chleb. W późniejszym czasie codziennie nosiliśmy też mleko aptekarzowi, panu Marczukowi. W niedługim czasie, gdy ludzie z miasta dowiedzieli się, że mamy mleko, przychodzili po nie nawet z odległych ulic, a my za te pieniądze kupowaliśmy produkty żywnościowe”. [Wspomnienia...].

Antoni G.-Ć w czasie nauki szkolnej należał do polskiego harcerstwa.

[Cyt.:] – „W naszej szkole zorganizowano również harcerstwo. Drużynowym był Marian Łukaszuk, a przybocznym Czesław Tomalik. Organizowano dla nas wycieczki, obozy, a co niedzielę cała nasza drużyna w szyku marszowym szła do kościoła na Mszę św. Tam nauczyłem się piosenek harcerskich, które pamiętam do dziś. Wspomnę w tym miejscu kilku uczniów naszej klasy, których pamiętam: Kazimierz Zaustowicz przyjechał z Wołynia, mieszka w Trzebnicy, Halina Tomalik, która wróciła wraz z rodzicami z robót przymusowych z Niemiec, mieszkanka Trzebnicy, Kazimierz Woźniak, również wrócił z rodziną z Niemiec, obecnie mieszka w Bojanowie, Ryszard Złociński, pochodzący z województwa lwowskiego, mieszka we Wrocławiu. W szkole i w harcerstwie nie tylko zdobywaliśmy wiedzę, tam przede wszystkim ukształtowano w nas najwyższe wartości i dano wzorce, którymi kierowaliśmy się w naszym przyszłym życiu”. [Wspomnienia...].

W 1949 r., po ukończeniu szkoły podstawowej, A. G-Ć. podjął naukę najpierw w Szkole Przysposobienia Zawodowego w Trzebnicy na ul. Samarytańskiej, następnie w 2- letniej Szkole Przemysłowej przy Fabryce Wagonów „PAFAWAG” i w Technikum Mechanicznym Centralnego Urzędu Szkolnictwa (CUSZ) na ul. Poznańskiej we Wrocławiu.

W okresie nauki w szkole średniej wstąpił do Klubu Kolarskiego „Kolejarz” we Wrocławiu, w którym trenował do 1956 r., z przerwą na pobyt w wojsku. Reprezentował klub kolarski na wielu imprezach sportowych, rywalizując ze sławami polskiego kolarstwa – m.in. Z. Królakiem i W. Wrzesińskim.

Szkołę średnią ukończył w 1953 r. i 1 września tegoż roku otrzymał nakaz pracy w Fabryce Obrabiarek w Dąbrowie Górniczej na Górnym Śląsku na stanowisku metalurga. Po miesiącu pracy powołano go do wojska. W okresie od 1 października 1953 r. do 20 grudnia 1955 r. odbywał służbę wojskową jako górnik w kopalni węgla kamiennego „ROZBARK” w Bytomiu. W styczniu 1956 r. zawarł związek małżeński z Janiną Marią Lenczyk. Z tego małżeństwa urodziło sie troje dzieci. końcu 1956 r. przeszedł do pracy w Spółdzielni Pracy „Metalowiec” w Trzebnicy na stanowisko technologa, a w późniejszym okresie pracował w tym zakładzie na różnych stanowiskach w dziale technicznym. W 1969 r. powołano go na stanowisko zastępcy prezesa Spółdzielni Pracy „Metalowiec”. W grudniu tegoż roku za porozumieniem stron został przeniesiony ze Spółdzielni Pracy „Metalowiec” do Powiatowej Spółdzielni Pracy Usług Wielobranżowych w Trzebnicy na stanowisko zastępcy prezesa.

W 1971 r. po połączeniu Spółdzielni Pracy „Metalowiec” z Powiatową Spółdzielnią Pracy Usług Wielobranżowych w Trzebnicy, został przeniesiony na stanowisko kierownicze do spraw usług wielobranżowych. W 1972 r., kiedy ciężko zachorował, po półrocznym pobycie w szpitalu skierowano go na rentę inwalidzką na 3 lata. Do pracy w Spółdzielni „Metalowiec” już nie powrócił. Przejął gospodarstwo rolne po rodzicach, na którym pracował do emerytury do 1995 r.

Prowadząc gospodarstwo rolne, wstąpił do Związku Hodowców Owiec. W międzyczasie ukończył studium ogrodnicze w zakresie sadownictwa i stopniowo zajął się przekształcaniem gospodarstwa hodowlanego w sadownicze. W 1981 r. był założycielem Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych „Solidarność” w Trzebnicy.

W latach 1988-1992 sprawował funkcję radnego Rady Narodowej IX kadencji w Trzebnicy.

Od 2007 r. członek Towarzystwa Miłośników Ziemi Trzebnickiej. Jest inicjatorem wielu przedsięwzięć na rzecz społeczności lokalnej, m.in. niesie wsparcie w organizacji corocznych obchodów „Dnia Pioniera Ziemi Trzebnickiej”. Był inicjatorem modernizacji pomnika Pionierów Ziemi Trzebnickiej, pomysłodawcą i współorganizatorem dwutygodniowego pobytu młodzieży polonijnej z Kazachstanu w ramach współpracy między szkołami w Trzebnicy i w Pietropawłowsku (2009 r.). Od 2009 r. - Stowarzyszenia Kolarzy Dolnośląskich a także honorowym członkiem Trzebnickiego Stowarzyszenia Kolarskiego „Szerszenie Trzebnica”.

Odznaczony: Złotą Odznaką „Zasłużony dla Województwa Wrocławskiego i Miasta Wrocławia – Uchwała Prezydium Rady Narodowej Województwa Wrocławskiego i Miasta Wrocławia we Wrocławiu z dnia 28 XII 1984 r. , Srebrnym Krzyżem Zasługi – Uchwała Rady Państwa z dnia 23 VII 1986 r., Nr leg. 2894-86-8, Krzyżem Związku Represjonowanych Żołnierzy – Górników – Uchwała Prezydium Krajowego Zarządu z dnia 19 IV1997 r.

Bibliografia przedmiotowa

Materiały przekazane autorce, Trzebnica-Opole 2022-2023.

Autor hasła

Maria Kalczyńska.